niedziela, 17 lipca 2011

Błogo, spokojnie, słonecznie...

Tak jak w tytule. Jeden z niewielu tak spokojnych dni. Powiem Wam, że jak człowiek zaczyna pracować, to inaczej odczuwa i ceni wolne chwile. Tym bardziej, że oprócz pracy rozhuśtało się także piekiełko rekrutacyjne, czyli powtórka z rozrywki. Próbuję się przenieść na studia stacjonarne i w związku z tym muszę przejść cały proces od nowa, tak jak na początku magisterki. We wtorek egzamin wstępny, więc proszę, módlcie się za mnie i trzymajcie kciuki :) Chciałabym zaoszczędzić te 5 kawałków na rok.
Tymczasem dzisiaj niedziela i koniec weekendu. Odganiając od siebie stres pracy (jutro przejmuję samodzielne stanowisko po moim mentorze), oczywiście postawiłam na Opalando Balkonowe, ze względu na kolejną odmowę brata na propozycję wyskoczenia gdzieś w miasto lub jeszcze lepiej - poza. W trakcie Opalanda nie próżnowałam i, smażąc się godzinkę, dziergałam na szydełku różowego Cósia, przegryzając od czasu do czasu "Dożywociem" Marty Kisiel (najgoręcej polecam, popuścić można czytając). Przysmażyłam się z deka na czerwono, zrumieniłam się z lekka, ale nie cierpię żadnych mąk z tego powodu.
Cóś ma docelowo zostać tym bolerkiem, co mi czarne nie wyszło. Nie martwcie się jednak, czarne Cóś nie zostało porzucone. Chlubi się przyrostem umiarkowanym, ale stałym. :)
A na obiad przypomniały mi się, niby tak niedawne, czasy, kiedy mieszkałam przy dziadkach i babcia smażyła cukinie w bułce do młodych ziemniaczków. Chciałam zrobić na obiad, ale pan brat łajzą będąc, nie zorientowawszy się, że w większości supermarketów bułka tarta mieszka koło chleba. To nic, jutro będzie na szamanko do pracy :)
Jakiekolwiek foto miałoby się pojawić, będzie jutro w tym poście. Dzisiaj już idę lulać i mam wielką nadzieję, że wstanę po ludzku, a nie jak ofiara Parkinsona (nic śmiesznego) z powodu zakwasów. Poszłam dzisiaj ze współlokatorem Michałem pobiegać późnym wieczorem. Fajnie było, tylko że Majki chciał do mostu Zwierzynieckiego, a to kawałek. I dałam tylko radę w jedną stronę. I tak dobrze jak na pierwszy raz. Mamy zamiar biegać 3 razy w tygodniu. Jedno drugie będzie wyciągać. Obojgu nam brakuje ruchu i mamy zamiar to naprawić. Pewnie szanowny pan brat też dołączy i już będziemy Trzej Myszkieterowie.
Ogólnie planuję jeszcze zdobyć od dawnych-obecnych lokatorów licencję na jeden z ich rowerów, dopóki nie dorobię się własnego, i jeździć, gdzie się da. I jeszcze róbótków mam naplanowanych całuy makowy wór.
Byleby słonko grzało tak, jak dzisiaj, to zrobię wszystko :)

Pozdrawiam Was serdecznie i przesyłam wszystkim mnóstwo słońca,
Mysza

Agus003 - Dziękuję z całego serca za miły komentarz :*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz